Dlaczego Twoje postanowienia noworoczne upadają

Dlaczego Twoje postanowienia noworoczne upadają?

Znasz to uczucie, kiedy na początku roku pełen energii robisz wielką listę postanowień, a po dwóch tygodniach jesteś jak ten Ptaszek Staszek ze zdjęcia?

Ptaszek Staszek i postanowienia noworoczne

Cóż, nie jesteś sam. To trochę jak maraton – wszyscy startujemy z wielkimi ambicjami i energią, ale już na pierwszych kilometrach niektórzy zaczynają zwalniać, a inni całkiem rezygnują. Dlaczego tak się dzieje? Bo maratonu nie wygrywa się na pierwszym, czy dziesiątym kilometrze – tu liczy się wytrwałość i małe kroki.

Nie wierzysz? Posłuchaj mojej historii.

Na początku mojej drogi fotograficznej chciałem być tym gościem. Wiecie, jednym z tych mistrzów obiektywu, których zdjęcia trafiają na okładki magazynów. Ale każdy kolejny strzał z aparatu przypominał, że daleko mi do ideału. I wiecie co? W pewnym momencie miałem tego dość. Frustracja sięgnęła zenitu – porzuciłem fotografię na 9 miesięcy! Dziewięć długich miesięcy, w których uznałem, że nie nadaję się do tego.

Ale dzisiaj wiem, że to nie była porażka. To był etap drogi. I dlatego chcę Ci pokazać, jak nie tylko wyznaczać cele, ale też sprawić, by były one realne do zrealizowania.

Już w zeszłym tygodniu mówiłem o tym, jak ważne jest ograniczenie liczby celów. Dziś czas na kolejną zasadę – jedną z najważniejszych: skup się na procesie, nie na rezultacie.

Pomyśl o swoich noworocznych celach.

Czy zapisałeś coś w stylu:
– schudnąć 10 kg,
– rzucić palenie,
– robić zdjęcia, które zaczną się wyróżniać w tłumie?

Brzmi znajomo? Problem w tym, że to wszystko są rezultaty, nie cele. Rezultaty to końcowy efekt, często odległy, wymagający mnóstwa pracy i wytrwałości. A co, jeśli nie uda Ci się schudnąć 10 kg, a obniżysz wagę tylko o 7? Co, jeśli rzucisz tylko połowę dotychczas wypalanych papierosów? Perfekcjonista powie: porażka. Ale ja powiem: to sukces!

Dlaczego? Bo w tej grze liczy się droga, a nie meta.

Przez lata nauczyłem się zmieniać perspektywę. Dziś moje cele wyglądają inaczej:
– zjeść jeden zdrowy posiłek dziennie,
– wyjść na dłuższy spacer kilka razy w tygodniu,
– uczyć się czegoś nowego o fotografii każdego dnia.

To małe kroki, które mogę regularnie stawiać. I wiesz co? Dzięki nim każdego dnia jestem bliżej swoich marzeń. Zauważyłem, że łatwiej mi się cieszyć procesem, a każda mała cegiełka, którą dokładam, daje mi energię, by budować dalej.

To działa także w fotografii. Przestałem porównywać się do mistrzów obiektywu. Zamiast tego zadaję sobie pytanie: czy jestem dziś lepszy niż wczoraj? I wiesz co? Czasem ta różnica jest mikroskopijna. Czasem to lepsza kompozycja. Innym razem nowy trik w obróbce. A czasem po prostu próba czegoś zupełnie innego – i to wystarcza, by poczuć progres.

Teraz Twoja kolej.

Jak wyglądają Twoje cele? Skupiasz się na rezultatach czy na drodze do nich?

Jeśli ta metoda Cię zainspirowała, daj znać w komentarzu, a w przyszłym tygodniu zdradzę Ci kolejną zasadę, dzięki której każdego dnia będziesz bliżej swoich marzeń.

Bo maratonu nie wygrywa się na pierwszym kilometrze, ale to właśnie małe kroki zbliżają nas do mety! 🚀

Jeśli takie treści rezonują z Tobą, zapisz się do mojego newslettera “Podwójne Espresso” – miejsca, gdzie co tydzień dzielę się przemyśleniami, inspiracjami i praktycznymi wskazówkami. To przestrzeń pełna refleksji o tym, jak nie zatracić motywacji w codziennym wirze obowiązków oraz jak czerpać maksimum satysfakcji z fotograficznej pasji.

To także mój osobisty pamiętnik – zapis tego, co naprawdę się liczy i co nadaje sens mojej pracy i życiu.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *